hr. a. fredro dzieła niektóre - ...

download ^ pdf ^ pobieranie ^ do ściągnięcia ^ ebook

hr. a. fredro dzieła niektóre - baśń o trzech, ebook(1)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ba�� o trzech braciach i kr�lewnie PizdolonieMrok wieczorny. Babcia siwaPrzy kominku g�ow� kiwa.Nos jak haczyk, okulary,Co� tam mruczy babsztyl stary.Snuje bajdy niestworzoneO kr�lewnie Pizdolonie,O trzech braciach jak niewielu,O matuli ich z burdelu,Opowiada stare dzieje,A na dworze wicher wieje."Si�d�cie spo�em - panny, smyki,M�odojebce, stare pryki -I nadstawcie dobrze uszy!Cho� na polu �nie�ek pr�szyW domu ciep�o i wygodnie.Zostaw pan w spokoju spodnie,Bo zawo�am zaraz Mamy!Sza! Uwaga! Zaczynamy!"Za morzami, za rzekami,Za lasami, za g�rami,�y� przed bardzo wielu latyKr�l pot�ny i bogaty,Dobrotliwy, szczodrobliwy,Ale bardzo nieszcz�liwy,Ci�gle smutny i zmartwionyZ winy c�rki Pizdolony,Co cho� bardzo pi�kna, mi�a,Lecz nadmiernie si� kurwi�a.A dawa�a bez wyboru:I rycerzom, panom dworu,I kucharzom, i kuchcikom,Giermkom, ciurom, pisarczykom,Na le��co, na stojaka,W dup�, w cycki i na raka.Czy na dworze, czy w salonie,Czy w klozecie, czy na tronie,W ka�dej chwili, w ka�dym czasieWci�� my�la�a o kutasie.Pr�no m�wi� jej kr�l stary,�e we wszystkim trzeba miary:Nie wypada bowiem pannieDawa� dupy bezustannie.Na nic si� to wszystko zda�o,Wci�� jej chuja by�o ma�oI na ca�ym kr�la dworzeNikt ch�do�y� ju� nie mo�e.Wszyscy byli rozjebani,Nawet ksi�a kapelani.Raz j� tak sw�dzia�a dupa,�e zgwa�ci�a a� biskupa.A gdy ten j� zdupczy� marniePosz�a dawa� pod latarni�.A� do tego dosz�o wreszcie,�e z burdel�w wszystkich w mie�cie,Od kurewskiej ca�ej nacji,Przysz�y kurwy w delegacji.Ta najbardziej rozjebana,Pad�szy przed nim na kolana,Z trudem t�umi�c rzewne �kanieRzek�a:"Kr�lu nasz i Panie!Ty, panuj�c od lat wielu,Ojcem by�e� dla burdelu.Burdelowy cech upada,Kurwom grozi dzi� zag�ada!Upadaj� obyczaje,Twoja c�rka dupy dajeNa ulicy, bez pieni�dzy,Przez co wpycha nas do n�dzy.Nikt nas dzi� ju� nie pierdoli,Bo darmoch� ka�dy woli!A wi�c, Najja�niejszy Panie,Sprawiedliwo�� niech si� stanie!"Kr�l, na �zy kurewskie czu�y,Kaza� da� ze swej szkatu�yKa�dej kurwie po dukacie,Po czym zamkn�� si� w komnacie.W nocy za� przywo�a� swegoAstrologa nadwornego,By ten, patrz�c w gwiezdne szlaki,Znalaz� wreszcie spos�b jaki,By kr�lewn� mo�na by�o,Dobrowolnie, czy te� si��,Wr�ci� zn�w do cnoty granic.A gdy to si� nie zda na nic,Niech przynajmniej w swojej sferzeOb�apnik�w sobie bierze.Wi�c astrolog, wzi�wszy lup�,Zajrza� raz kr�lewnie w dup�.Dwakro� cyrklem pizd� zmierzy�,Po czym zamkn�� si� w swej wie�y.Tak by� w pracy pogr��ony,Taki przy tym roztargniony,�e szukaj�c prawd na niebieW roztargnieniu sra� pod siebie.Kr�ci�, wierci� teleskopem,Wreszcie wr�ci� z horoskopemI rzek�: "Smutn� wie��, niestety,Objawi�y mi planety,�e kr�lewny nic nie wstrzyma:Na jej sza� lekarstwa ni ma!Chyba, �e si� znajdzie jaki,T�gi, jebak nad jebaki,Kt�ry j� tak zer�nie pi�knie,�e kr�lewnie piczka p�knie! -�ywym ogniem si� zapali,Na kawa�ki si� rozwali.Wtedy b�dzie PizdolonaZ czaru swego wyzwolonaI zn�w stanie si� prawiczk�Z malusie�sk�, ciasn� piczk�."Kr�l, cho� p�aka� ze zmartwienia,Zamkn�� c�rk� do wi�zienia,By si� wi�cej nie puszcza�a.Tam codziennie dostawa�a,Pr�cz �wietnego utrzymania,Tysi�c �wiec do brandzlowania,Wazeliny beczk� ca��,Lecz jej tego by�o ma�o -Ci�gle p�acze, ci�gle krzyczy:"Nie wystarczy dla mej piczy!"Wszystkim by�o og�oszone,�e kto zbawi Pizdolon�,Ten dostanie j� za �on�I podzieli si� kr�lestwem,By raz sko�czy� z tym kurewstwem.Wi�c zje�d�aj� si� jebacze,Czarodzieje, zaklinacze,I rycerze, kr�lewicze,By kr�lewnie zer�n�� picz�.Ka�dy swoich si� pr�buje,Lecz cho� t�gie mieli chujeNa nic si� to wszystko zda�o,Bo kr�lewnie wci�� za ma�o.Kr�l, gdy widzia� co si� dzieje,Straci� ca�kiem ju� nadziej�.P�aka�, martwi� si� dzie� ca�y,A� mu jaja posiwia�y,Bo ju� siwy by� na g�owie.A tymczasem heroldowieWie�ci dziwne rozg�aszaliCoraz dalej, dalej, dalej,A� dotar�y hen, daleko,Gdzie za si�dm� g�r�, rzek�,Sta�a sobie ma�a chatka.W niej mieszka�a stara matkaWraz z synami swymi trzema,Kt�rym r�wnych w �wiecie nie ma.Ka�dy dzielny, t�gi, zwinny,Ale ka�dy z nich by� innyI w tym nie ma nic dziwnego:Ka�dy z ojca by� innego,Bo w m�odo�ci swojej czasieMatka strasznie puszcza�a si�.By�a str�k� przy burdeluI kochank�w mia�a wielu.Syn najstarszy mia� chuj d�ugiI gruby na kszta�t maczugi,A po bokach jego by�yJak postronki, grube �y�y,Jakie� s�ki, jakie� guzy,Jaja mia� jak dwa arbuzy!A �e ci�gle mu bez ma�aTa ogromna pyta sta�a,Chujogromem go nazwano.Pizdoliza nosi� mianoSyn nast�pny, bo lizanieStawia� wy�ej nad jebanie.I nie by�o mistrza w �wiecie,Co by sprosta� mu w minecie.Ciesz� matk� takie dzieci,Lecz, niestety, smuci trzeci,Kt�ry rodu by� zaka��,Bo mia� ku�k� ca�kiem ma��,A cieniutk� na kszta�t glizdyI nie pali� si� do pizdy.Dobrze, gdy z matczynej woliRaz na miesi�c popierdoli.A �e ma�o tak ob�apia,Bracia mieli go za gapia.No i matka nawet czasemNazywa�a go G�uptasem.Tak im s�odko �ycie idzie,Ani w zbytku, ani w bidzie.Starsze bowiem dwa ch�opakiZarabiali w spos�b taki,�e pobo�ne, starsze panieBra�y ich na utrzymanie.A i matka, chocia� stara,Te� dawa�a za talara.Tylko trzeci syn, wyskrobek,Wypina� si� na zarobek.�e nie uda� si� niewiastom,Dawa� dupy pederastomI ku wielkiej matki z�o�ciNie bra� nic od swoich go�ci.Tak im si� wi�c pi�knie �y�o,I wygodnie, dobrze, mi�o,A� dotar�a i w ich stronyWie�� o losie Pizdolony.Na zarobek wi�c �akoma,Wo�a matka ChujogromaI tak rzecze: "Ty, m�j synu,Id�! Dokonaj tego czynu!Gdy spierdolisz Pizdolon�,To dostaniesz j� za �on�.P� kr�lestwa twoim b�dzie!Tak kr�lewskie brzmi or�dzie."Syn us�ucha� rady matki.Zaraz w�o�y� czyste gatki,Wymy� chuja i bez zw�okiRa�no ruszy� w �wiat szeroki.A gdy przyby� do stolicy,Zaraz poszed� do ciemnicy,Gdzie si� �wiec�, rozkraczona,Brandzlowa�a Pizdolona.Pyta d�bem mu stan�a,Wi�c si� ostro wzi�� do dzie�aI za pierwszym sztosem leci.B�yskawicznie drugi, trzeci,Czwarty, pi�ty - a� nareszcieWyr�n�� sztos�w tysi�c dwie�cieI utraci� si�� ca��,Lecz kr�lewnie wci�� za ma�o!Tak by� potem os�abiony,�e zle�� nie m�g� z Pizdolony.A� musia�y dworskie ciury�ci�gn�� go za dup� z dziuryI zanie�li, omdla�ego,Do szpitala zamkowego.A kr�lewna ci�gle krzyczy,�e to ma�o dla jej piczy!Pr�dko, pr�dko ba�� si� baje,Nie tak pr�dko kutas staje.Ba�� si� baje, czas ucieka,Chujogroma matka czeka.W ko�cu martwi� si� zaczyna,�e nie wida� skurwysyna.A� j� dosz�y straszne wie�ci.Powstrzymuj�c �zy bole�ci,Pizdoliza do si� wzywaI w te s�owa si� odzywa:"Bratu, rzecz to nie do wiary,Nie powiod�y si� zamiary.Kutas zmarnia� mu, niestety,Id� wi�c ty, spr�buj minety!"I Pizdoliz wnet, bez zw�oki,Ruszy� pr�dko w �wiat szeroki.W ko�cu zaszed� do stolicy.Tam si� uda� do ciemnicy,Gdzie si� �wiec�, rozkraczona,Brandzlowa�a Pizdolona.Zaraz j� za picz� �apieI minet� t�go chlapie.J�zyk jego, na kszta�t w�a,To si� spr�a, to rozpr�a,To si� wije jak spr�yna,W pizd� wwierca� si� zaczyna.To po wierzchu, to od �rodka,Kr�ci na kszta�t ko�owrotka,To si� zwija zn�w jak fryga,�e gdy patrze�, w oczach miga.Doba tak za dob� mija,On j�zorem wci�� wywija.Lecz z nim tak�e to si� sta�o,�e utraci� si�� ca��.Wi�c i jego dworskie ciury�ci�gn�y za dup� z dziury,I wynios�y, omdla�ego,Do szpitala zamkowego.A kr�lewna ci�gle krzyczy,�e to ma�o dla jej piczy!Pr�dko, pr�dko ba�� si� baje,Nie tak pr�dko kutas staje,Ba�� si� baje, czas ucieka,Pizdoliza matka czeka,I ju� martwi� si� zaczyna,Bo nie wida� skurwysyna.W ko�cu, widz�c �e nie wraca,My�li: "Na nic moja praca.Biedna dola jest matczyna:Oto ju� drugiego synaLosy wzi�y mi zdradziecko!Jedno mi zosta�o dziecko,I do tego ca�kiem g�upie."G�uptas mia� to wszystko w dupie.Raz spokojnie, po jedzeniu,Chcia� pochrapa� sobie w cieniu.Co� mu jednak spa� nie daje,Co� go ci�gle gryzie w jaje.Wi�c si� pr�dko zrywa z trawy,W portki patrzy si� ciekawy,A tu si� po jajach szwendaNiby chrab�szcz wielka menda!G�uptas ju� rozpina� gacie,By j� zgubi� w sublimacie,Gdy wtem menda, nieszcz�liwa,Ludzkim g�osem si� odzywa:"Nie zabijaj, ch�opcze luby!Czemu pragniesz mojej zguby?Menda te� stworzenie Bo�e!�e inaczej �y� nie mo�eI �e czasem w jajo utnie -Nie gub�e jej tak okrutnie!"G�uptas to serca bierze,My�li sobie: "Biedne zwierz�,�e mnie utniesz, c� to z�ego?Przecie� nie zjesz mnie ca�ego.A pocierpie� czasem mog�,Id� wi�c dalej w swoj� drog�!"A tu nagle menda znikaI zmienia si� w czarownika!Czarownika, czarodzieja,I do swego dobrodzieja,Co si� w strachu z miejsca zrywa,W takie s�owa si� odzywa:"�e lito�ci mia�e� wzgl�dyDla bezbronnej, s�abej mendyI �e� jej darowa� �ycie -Wynagrodz� ci� sowicie.Dam ja ci wskaz�wki pewne,Jak spierdoli� masz kr�lewn�.Si� twych ma�o tu potrzeba:Trza kondona - samojeba,Kt�ry ma t� dziwn� si��,�e gdy w�o�ysz na sw� �y��I rozka�esz - on za ciebieSztos za sztosem ci�gle jebieCzarodziejsk� moc� cudn�!Ale zdoby� go jest trudno.Dupa strze�e go zakl�ta,Na przechodni�w wci�� wypi�ta,Z kt�rej moc� z�ego duchaUstawicznie ogie� bucha.I czy z bliska, czy z daleka,�arem swoim wszystko spieka.I w tym mocnym, wielkim �arzeDupa si� ca�owa� ka�e,Lecz gdy powiesz do niej s�owa:"Niech si� ogie� w dupie schowa!Sama si� poca�uj w�a�nie!" -Wtedy ogie� w dupie zga�nie.I powoli, z dobrej woli,Kondon zabra� ci pozwoli.Za tw� dobro� ja ci mog�Do tej dupy wskaza� drog�.We� ten k��bek z sob� razem,On ci b�dzie drogowskazem.Rzu� na ziemi� i id� wsz�dzie,Gdzie si� k��bek toczy... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Cytat

    A jeśli komu droga otwarta do nieba, Tym co służą ojczyźnie. Jan Kochanowski (1530-1584)

    Meta