inny punkt widzenia. tom ii full scan, ebooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANDRZEJ
MLECZKO
Grudzień 2003 roku, Konstancin. To była jedna z trzech rozmów, które
dały początek
Innemu punktowi widzenia
. Wstyd się przyznać, ale
z tego dnia najlepiej zapamiętałam to, co działo się poza kadrem: kelnera
w restauracji, który uparł się, by w trakcie nagrania nosić na tacy „najbar-
dziej brzęczące kieliszki świata”, gości restauracji plączących się niechcący
po zamkniętej części lokalu, no i przede wszystkim bożonarodzeniowy
prezent-niewypał dla naszego gościa: zestaw pasteli, które polecił nam
ktoś w sklepie dla plastyków. Pan Andrzej nigdy nie używa pasteli.
O. P.
Andrzej Mleczko to wielka firma i osobistość prawdziwie polityczna. Jedyny
znany mi człowiek, który z przyjemnością ogląda transmisje sejmowe (co
zresztą świetnie tłumaczy makabryczne wątki w jego twórczości). Andrzej
ma zdecydowane poglądy na wszystko, co dzieje się w polityce. I trzeba
przyznać, że bardzo rzadko je zmienia. Najbardziej rozbawił mnie fakt, że
przed kamerami miał maleńką tremę.
G. M.
| 209 |
| I
NNY PUNKT WIDZENIA
|
G
RZEGORZ
M
IECUGOW
:
Dzień dobry, witam państwa
ze starej papierni, witam też naszego świątecznego gościa,
którym jest Andrzej Mleczko.
A
NDRZEJ
M
LECZKO
: Dzień dobry.
— Zacznijmy może od hipotetycznego pytania: kim
mógłby pan być, gdyby nie został pan rysownikiem?
— Przypuszczam, że nic innego nie potrafię robić. W dzie-
ciństwie każdy z nas chciał być żołnierzem, lotnikiem albo
strażakiem. Ale jeśli mówimy o bardziej dorosłych koncep-
cjach, to w grę wchodziłaby jeszcze kariera socjologa albo
psychologa.
— W pańskich rysunkach na pewno jest trochę socjo-
logii i psychologii.
— Może stąd właśnie tego typu pomysły. Pierwsze ry-
sunki zacząłem drukować, kiedy miałem 21 lat, więc pro-
blem, co będę w życiu robił, przestał istnieć dość wcześnie.
— Sporo pańskich rysunków ma wydźwięk polityczny.
Pamięta pan swój pierwszy rysunek? Też był polityczny?
— Nie będę go opisywał, ponieważ był okropny, choć
oczywiście pamiętam go. Ale nie miał nic wspólnego z poli-
tyką. Dotyczył ogólnej kondycji człowieka.
— Mógłby pan być politykiem?
— Nie, do tego trzeba mieć nerwy jak postronki, a ja je-
stem, jak pan widzi, delikatnym i subtelnym człowiekiem.
W tym kraju polityka łączy się z pewną nerwowością.
| 210 |
| A
NDRZEJ
M
LECZKO
|
— Słyszałem, że jest pan wytrawnym obserwatorem
życia sejmowego. Transmisje z obrad to podobno pana
ulubione programy.
— Tak, ale teraz już mi to przechodzi. Cały czas miałem
nadzieję, że polska polityka będzie wyglądać jak polityka
w krajach cywilizowanych. Nam to się nie udaje. Przestałem
już cieszyć się, że żyję w kraju, w którym wymiana poglą-
dów jest czymś naturalnym, a walka polityczna może fascy-
nować. Był taki okres, kiedy zachłysnąłem się odzyskaniem
niepodległości, choć brzmi to bardzo szumnie. Później entu-
zjazm nieco przygasł.
— Na przełomie lat 80. i 90. wszyscy stali po jednej
stronie. To chyba były ciężkie czasy dla rysowników?
— Tak, ale odżegnuję się od tego, że moje rysunki mają
aż tak wiele wspólnego z polityką. Staram się rysować coś,
co można nazwać obyczajowością. Nigdy nie chciałem ry-
sować polityki w dosłownym znaczeniu, nigdy nie chciałem
na bieżąco komentować tego, co powiedział danego dnia
jakiś poseł czy minister. Wydawało mi się, że to może być
nadmierne dowartościowanie naszych nieszczególnie uda-
nych mężów stanu.
— Zatem w pana rysunku, w dymku nad głową postaci
nie pojawi się raczej świąteczny tekst: „Kupię ci trochę
zabawek lub czasopisma”?
— Coś takiego akurat się pojawiło, ale to rzadkość. Bar-
dziej interesuje mnie Kowalski, który idąc ulicą, styka się
z wielką polityką. Ona u mnie pojawia się przez pryzmat
zachowań Kowalskiego.
| 211 |
| I
NNY PUNKT WIDZENIA
|
— Oddzielanie polityki od obyczajowości jest chyba
nieco sztuczne.
— Nie zgadzam się. Uważam, że obyczajowość zmienia
się o wiele wolniej niż polityka. Przecież upadł system,
wszystko uległo przewartościowaniu, nasze zachowania
też powinny się zmienić. Okazuje się, że to nieprawda.
Mentalność ludzi, ich obyczajowość, zachowania, pewne
cechy, także narodowe, pozostały takie same. Muszą mi-
nąć długie lata, zanim przeciętny obywatel zacznie reago-
wać inaczej.
— Ale ja mówię o czymś innym, panie Andrzeju. Kiedyś
byli tylko mityczni oni, i oni rządzili. Nie wiedzieliśmy
nawet, jak wygląda żona Władysława Gomułki. Po 1989
roku polityka stała się nieco normalniejsza, więcej wiemy
o prywatnym życiu rządzących. Można więc chyba powie-
dzieć, że politycy są tacy, jacy są ludzie.
— I nagle okazało się, że wcale nie jesteśmy tacy wspa-
niali, jak nam się dotąd wydawało. Dotychczas myślałem,
że mamy więcej odwagi. Polak to był dla mnie ułan, który
niczego się nie boi. Tymczasem okazuje się, że boimy się
wejścia do Unii Europejskiej. To jest przerażające.
— Unii boimy się z co najmniej paru powodów.
— Ale przecież cała sztuka polega na tym, żeby poko-
nywać przeszkody, strachy i lęki. Jesteśmy płaczliwi, rosz-
czeniowi, narzekamy, nie chcemy wziąć się za bary z proble-
mami. Ostatnio przeczytałem gdzieś, że ludzie, którzy nie
pogodzili się z nieszczęściami z przeszłości, mają nad-
mierne oczekiwania w stosunku do teraźniejszości. Jako na-
ród Polacy są typowym przykładem tego zjawiska. Wciąż
| 212 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ]