husik ukradzione twarze

download ^ pdf ^ pobieranie ^ do ściągnięcia ^ ebook

husik ukradzione twarze, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ukradzione twarzeKlub srebrnego klucza Ukradzione twarze Władysław HuzikOpracowanie graficzne Madę] BuszewiczRedaktor Wojciech Piotr KwiatekRedaktor techniczny Anna KwasniewskaKorektor Agata BołdokBBN 83-207-0569-X • O Copyright by Władysław Huzik, Warszawa 1984PRINTED IN POLANDPaństwowe Wydawnictwo "Iskry", Warszawa 1985 r. Wydanie I. Nakład 99 750+ 250 egz. Ark. wyd. 11,7. Ark. druk. 17. Papier offset, kl. V, 70 g. 93 cm (rola). Druk ukończono w 1985 r.^•^•KM^) Zakłady Graficzne "Dom Stówa Polskiego" ^^•^9Lj Warszawa, ul. Miedziana 11. Żarn. nr 4433/K/82 Z-91Pewno nie pamiętasz, że w mojej sypialni wisi pian całości instalacji ogrzewania, wentylacji, kanalizacji i przewodów elektrycznych ,,Eleganckiego Osiedla Nad Rzeką". Na planie kanały ogrzewania oznaczone są kolorem czerwonym, wentylacyjne niebieskim, przewody elektryczne zielonym, a kanalizacji żółtym. Ten plan tak fascynował Katarzynę (...) że zawsze długo stała przed nim i ciągle pytała o szczegóły i znaczenie tego ,,abstrak-cyjnego malowidła", jak go nazywała. Taki plan byłby oczywiście idealną wskazówką dla włamywaczy i kochanków (...) Sam jeszcze objaśniałem Katarzynie, jaką wysokość mają poszczególne kanały: w których można iść wyprostowanym, gdzie trzeba się schylić, a gdzie pełznąć, kiedy pęknie rura albo zerwie się przewód. Te nowoczesne bloki mieszkalne wymagają zupehiie innych metod obserwacji niż staroświeckie kamienice czynszowe. Musisz kiedyś zwrócić na to uwagę policji i prokuratury. Oni pilnują głównych wejść, może hallu i windy, a przecież istnieje poza tym winda robocza, którą zjeżdża się prosto do piwnic - a stamtąd wystarczy przepełznąć paręset metrów, we właściwym miejscu podnieść klapę włazu i szukaj wiatru w polu. Wierz mi, adoratorowi Katarzyny może już pomóc tylko modlitwa...Heinńch BoliUtracona cześć Katarzyny BlumRozdział lv Dzień zbrodni:sobota, godzina dwudziesta druga trzydzieści.Jest sobotni wieczór 20 sierpnia. Od rana siąpił dokuczliwy kapuśniak, nagle runęła na miasto prawdziwa ulewa. Tysiące ludzi, którzy wyglądając w tej chwili przez okna patrzą na zachmurzone niebo, na którym nie widać gwiazd - przeklinają równocześnie w duchu ,,cholerną pogodę". Dobrze jeszcze, że prognozy telewizyjne trafnie tym razem wszystko przewidziały. Mieliby się z pyszna, gdyby zdecydowali się na planowane uprzednio weekendy. Musi padać akurat w wolną sobotę...Nagle, w środku lata - obrzydliwa, jesienna szaruga. Warszawa jednak bawi się w taki wieczór. Przytłumione światła lamp elektrycznych wydobywają z mroku skulone pod parasolami postacie: ludzie wracają z kin, teatrów - rozpaczliwie machają na przemykające pospiesznie taksówki. Dochodzi jedenasta, taksówkarze w całym mieście wolą zaczekać teraz na ,,lepszy kurs" - i niemal nigdzie za kwadrans jedenasta nie sposób zobaczyć wolnego wozu. Tylko przed wejściem do nocnych lokali wyczekują cierpliwie na podchmie-lonych-pasażerów, którzy usiłują właśnie przecisnąć się poprzez wianuszek mężczyzn oczekujących na zwolnienie miejsc i na własną rękę rozpocząć pertraktacje z surowym pozornie portierem.Milicyjny radiowóz, patrolujący sennie okolice Krakowskiego Przedmieścia, skręca powoli w Królewską i zatrzymuje się naprzeciw wejścia do nocnej restauracji w hotelu "Europejskim". Poprzez odkręconą szybę w bocznych drzwiach obserwują milicjanci szturmujący do wejścia, przemoknięty tłumek. Wygląda jednak, że wszystko jest tutaj w normie: znikają na widok milicjantów stuzłotówki, które przedtem przylepiali do szyby podpici mężczyźni, kobiety mocniej przytulają się do ramion swoich towarzyszy, portier ukrył się gdzieś w głębi lokalu i nie reaguje na natarczywe stukanie. Powoli radiowóz rusza dalej.Obok tablicy rozdzielczej zapala się w radiowozie czerwone światełko i rozlega się z głośnika radiotelefonu skrzekliwy głos.- Tak, zrozumiałem... -potwierdza jeden z milicjantów. - Odbiór...Milicyjny radiowóz wyrywa nagle do przodu. Przecina na Marszałkowskiej błyszczącą linię szyn tramwajowych, skręcając po chwili w głąb uśpionego osiedla "Za Żelazną Bramą''. Z mozołem przebija się poprzez szarugę światło reflektora alarmowego. Radiowóz zatrzymuje się przed jednym z mrowiskowców.Poprzez szklaną taflę, odgradzającą ogromny hol, po której spływają krople deszczu, widać, jak dwaj mili-cjani podchodzą do oczekującej na nich kobiety. Ma potargane włosy, dygocze z zimna w jakimś drelichu, zarzuconym pospiesznie na cieniutki sweterek. Tłumaczy coś wypytującym ją milicjantom, z zażenowaniem potakuje głową, nagle na jej zmartwiałej twarzy pojawiają się łzy. Płacze bezgłośnie, nie może wykrztusić słowa; z udaną obojętnością milicjant pochyla głowęnad notesem. Kobieta opada bezwładnie na stojący ^ obok fotel, jakby ją opuściły naraz wszystkie siły. Mocno przytula do siebie kilkuletniego chłopca, który kurczowo trzyma się cały czas jej ręki, a teraz - patrząc jej w oczy - przywiera do niej całym ciałem i wybucha rozpaczliwym szlochem. Kobieta próbuje się opanować, szepce coś łagodnie do chłopca, dłonią ociera jego mokrą twarzyczkę. Patrzy bezradnie na milicjantów.Odwracają się teraz do stojącego obok dozorcy, który odpowiada usłużnie na pytania i wskazuje im drogę. Kierują się w stronę windy. Właśnie majestatycznie spływa oświetlona kabina, rozsuwają się automatyczne drzwi i wychodzi do holu młodym łysiejący odrobinę mężczyzna - w rozchełstanej koszuli, dżinsach i domowych pantoflach założonych na bose nogi. Zaskoczony widokiem milicjantów pospiesznie usuwa się na bok. Oddycha z ulgą, gdy znikają we wnętrzu kabiny; wzrusza ramionami zaglądając do pustego szybu, po czym podchodzi do dozorcy, który podreptując w miejscu rozmawia z zapłakaną kobietą; usiłuje ją najwidoczniej pocieszyć. Niechętnie patrzy na zbliżającego się lokatora. Ten jednak mruga porozumiewawczo i gestem odwołuje go na bok. Uśmiecha się szelmowsko, strzepuje palcami i nachylając się do ucha dozorcy namawia go do czegoś, prosi, klaruje podniosłym tonem unosząc palce do góry w kaznodziejskim zapale. Cięć jednak nadal jest niewzruszony, rozkłada bezradnie ramiona, kręci przecząco głową. Wyrywa się rozzłoszczony z jego objęć, gdy młody mężczyzna, któremu zabrakło widać argumentów, przyciska go nagle do serca, przytrzymuje z całej siły. Zirytowany cięć tupie gniewnie nogą, potem macha ze zniechęceniem ręką i daje mu gestami do zrozumienia, iż po prostu trzeba jakiś czas zaczekać.Godzina dwudziesta trzecia. Wtelewi2ji trwa jeszczeamerykański western, w którym trup ściele się gęsto, padają konie w zaciekłych galopadach i wybucha w sa-loonach mordercza strzelanina. Czterech mężczyzn, siedzących wokół niewielkiego stołu, z którego ściągnięto dla wygody serwetę, z niechęcią spogląda w ekran.- Wyłącz to cholerne pudło! - warczy jeden z nich, zagryzając w kącikach ust niedopałek papierosa.Gospodarz mieszkania podnosi się niechętnie, odkłada karty i przekręca gałkę telewizora; strzelanina na ekranie rozbłyska na chwilę, potem matowieje. Tamten powraca do stołu i rozkłada w ręku wachlarz kolorowych kart.- Myśleć nie można przez ten hałas... - usprawiedliwia swój wybuch partner. Z napięciem spogląda raz jeszcze w swoje karty. - No, więc gramy trzy bez atu! woła triumfalnie. - To nam kończy robra, rozumiesz, stary...- Kontra - odzywa się inny z graczy.- Przyjmuję kontrę - rozgrywający kiwa spokojnie głową. - Zobaczymy, kto na tym lepiej wyjdzie...Typowy męski brydżyk. Oczywiście solidnie zakrapiany. Na stoliku opróżniona półlitrówka, obok puste kieliss.ki, ale w lodówce mrożą się już kolejne butelki jarzębiaku; kłęby dymu w pokoju i spiętrzone niedopałki w popielniczkach. Panowie są w średnim wieku, poważni na co dzień i zabiegam - ich miny zdobywców i częstotliwość toastów świadczą, iż możliwie najintensywniej starają się wykorzystać nieobecność swoich żon.Przerywają w pewnej chwili grę.- Słyszałem chyba jakiś hałas... - mówi jeden.- Tak, na korytarzu... - mówi drugi.- Zobaczę, co się stało - podnosi się od stolika gospodarz, magister Oleksiewicz, Napełnia przy okazji kieliszki, dopiero później wychodzi do przedpokoju.Nasłuchuje przez chwilę, nim decyduje się uchylić drzwi wejściowe.Na korytarzu dwaj milicjanci usiłują wywlec z mieszkania numer 1024 niepozornego człowieka, zapierającego się o framugę. Trudno uwierzyć, iż tyle siły i energii kryje się w drobnym ciele księgowego Jonatana Krysiaka - milicjanci zadyszeli się, są już wyraźnie zmęczeni. Pijany do nieprzytomności księgowy wrzeszczy na całe gardło, szamoce się, usiłuje przewrócić na ziemię; ryczy ochryple i zapluwa ubranie.Uspokaja się nagle, jakby oklapł, wodzi wokół nieprzytomnym wzrokiem. Kiedy milicjanci zwalniają uścisk, aby zamknąć za sobą mieszkanie i oddać klucze żonie księgowego - ten wyrywa się nagle, biegnie kilka kroków i z rozpędu wali głową o mur.Dopadają go w chwili, gdy uchylając ostrożnie d* zwi Oleksiewicz, najbliższy sąsiad księgowego, wygląda na korytarz. Magister wykrzywia usta we wzgardliwym uśmiechu, świadczącym równocześnie o potępieniu głównego aktora rozgrywającej się przed jego wzrokiem sceny i poczuciu własnej wyższości. Z satysfakcją przygląda się, jak rozzłoszczeni milicjanci wloką opierającego się księgowego w kierunku windy. Wreszcie powraca do swoich gości.- Wygraliśmy z dwudziestu punktów, stary! - woła na jego widok partner. - Popatrz tylko, jakie mają miny!... - wskazuje palcami skwaszonych porażką kolegów. - Chwalić się każdy umie, ale grać!... - zaciera z radością ręce. i- Też jest się z czego cieszyć... - mruczy jeden z pokonanych. - Zagramy zaraz rewanż, zobaczymy...- No, cóż się tam stało? - wypytuje z nagłym zainteresowaniem drugi.- Uśmiejecie się - zaczyna opowiadać magister Oleksiewicz. - Niby nic takiego, w każdą sobotę sąsiad wyczynia podobne awantury. Taki tam, księgowy... -1011wydyma wargi. - Tym razem wy... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sportingbet.opx.pl
  • Cytat

    A jeśli komu droga otwarta do nieba, Tym co służą ojczyźnie. Jan Kochanowski (1530-1584)

    Meta